KONIEC LATA, CZYLI OPOWIADANIA HERMANISA

12.04.2010
Karolina Matuszewska
teatrakcje.pl

Alvis Hermanis, uważany za najciekawszego reżysera łotewskiego, znany jest w Polsce od ponad 15 lat. Odkąd w 1997 roku został dyrektorem Nowego Teatru w Rydze, wielokrotnie odwiedzał nasze międzynarodowe festiwale teatralne: wrocławski Dialog, Kontakt w Toruniu i Krakowskie Reminiscencje Teatralne. W tym roku pojawił się z dwoma przedstawieniami na 1. edycji Międzynarodowego Festiwalu Teatralnego Klasyki Światowej NOWA KLASYKA EUROPY w Łodzi. Celem tej inicjatywy ma być próba redefinicji pojęcia klasyki w teatrze oraz jej roli we współczesnym świecie. Oba spektakle Hermanisa, "Panny z Wilka" zrealizowane w Teatro Storchi w Modenie i "Opowiadania Szukszyna" z Teatru Nacji w Moskwie, wpisują się w profil nowego wydarzenia z dwóch powodów: osoby samego reżysera i doboru tekstów.

Hermanis, który lubi mówić o sobie jako o twórcy staromodnym, ceniącym przeszłość, chętnie sięga po klasyczne już teksty literatury XX wieku i tworzy ich sceniczną wizję wokół takich tematów jak wspomnienie, pamięć, nostalgia. Jego bohaterowie prezentują miniony świat i opowiadają o czymś, do czego nie ma już powrotu. W przypadku opowiadania Iwaszkiewicza wpisane jest to już w samą strukturę tekstu. Po 15 latach nieobecności, przeżyciu wojny i pracy na folwarku, Wiktor Ruben powraca do majątku w Stokroci, w którym spędził swoje młode lata. Spotyka się tutaj z kobietami z dawnych czasów i próbuje odtworzyć z nimi atmosferę tamtych dni. Teraźniejszość nie jest zatem ważna, nie chodzi tu o konfrontację po latach, ale raczej o usilną chęć powrotu do przeszłości. W tym celu Hermanis prawie całkowicie rezygnuje z dialogów, pozostawiając aktorom wyłącznie narracyjne monologi. Wiele fragmentów mówi o wrażeniach, doznaniach zmysłowych i odczuciach, ale w sposób niebezpośredni. Ten dystans budują często wypowiedzi w trzeciej osobie – postać mówi o sobie, ale jakby z zewnątrz. Niewiele jest momentów wcielania się w bohaterów i żywego dialogu.

W "Opowiadaniach Szukszyna" mamy inny punkt wyjścia. Tutaj na pierwszy plan wychodzą nie tyle wspomnienia samego autora, który w swoich opowiadaniach oddał lokalny koloryt życia w małych radzieckich miasteczkach lat 60. i 70., ile raczej chęć odtworzenia tego świata przez łotewskiego reżysera, dla którego nie jest on całkowicie obcy. Wyobraźnia Hermanisa nakłada się w spektaklu na rzeczywistość Srostek – rodzinnej miejscowości Wasilija Szukszyna. Cały zespół odwiedził ją pod koniec lata 2008 roku, czego wynikiem była zmiana w podejściu do bohaterów opowiadań oraz zdjęcia współczesnych mieszkańców wykorzystywane w scenografii. Przy udziale tych doświadczeń Hermanis buduje dystans głównie poprzez sposób prowadzenia narracji. Podobnie jak w "Pannach z Wilka", mamy do czynienia bardziej z opowiadaniem niż dialogowaniem postaci. Historie są nam przedstawiane jako coś wyciągniętego z kart księgi z legendami czy może raczej z domowego spisu rodzimych opowieści. Niekiedy pada nawet ich tytuł. W "Pannach z Wilka" ma to jeszcze bardziej dosłowny charakter – Wiktor odnajduje swoje kobiety z przeszłości w starej, drewnianej szafie. Po szeregu zaklinających działań mężczyzny, mebel zdaje się ożywać. Słychać w nim śmiechy, ruchy, jakby w środku zamknięty był cały odległy świat. Po chwili drzwi się uchylają i dawna rzeczywistość wylewa się na scenę.

Hermanis kładzie silny akcent na fragmenty tekstu poświęcone opisom krajobrazu, pory roku, miejsc, postaci i wrażeń – to one służą mu za podstawę budowania obrazów. Główną ramę i tło dla opowieści tworzy tutaj moment końca lata. Wielokrotne wspominanie tej pory przywołuje wrażenia związane z kolorem, temperaturą, zapachem. Mimo że to słowom nadaje pierwszeństwo przed środkami scenicznymi, stara się je niekiedy uzupełnić materialną formą. W "Opowiadaniach Szukszyna" taką funkcję będzie pełniła przede wszystkim prosta scenografia. Tworzą ją drewniana podłoga oraz wspomniane już powiększone zdjęcia, na tle których grają aktorzy. W bliski sposób korespondują one z tematami poszczególnych opowiadań. W "Kozaczkach" widać zdjęcie miejscowej sprzedawczyni w sklepie wielobranżowym, w historii miłości do pielęgniarki – zdjęcia lekarek i pielęgniarek z pobliskiego szpitala, a kiedy Stiopka tańczy przed oknami swojego domu – w tle widać stare i zniszczone socjalistyczne bloki. Całe przedstawienie zaś zamknięte jest w klamrze słoneczników rosnących w Srostkach. Te wręcz symboliczne akcenty pozwalają skupić się na samych ludziach i ich drobnych sprawach. Hermanis świadomie zrezygnował z wszelkich przedmiotów jednoznacznie kojarzących się z rosyjskością. Nie ma na scenie żadnych samowarów, bałałajek czy uszatek. Pozostały jedynie rosyjskie piosenki i tańce, bez których nie sposób mówić o rosyjskiej wsi i duszy, oraz specyficzny humor – ten charakterystyczny, słodko-gorzki sposób przedstawiania świata.

W "Pannach z Wilka" atmosferę reżyser stara się budować przy użyciu takich elementów jak niejasne, umykające wrażenie i to, co po nim pozostaje: zapach. Przez cały spektakl nie jesteśmy do końca przekonani czy to, co dzieje się wokół Wiktora, naprawdę ma miejsce, czy jest tylko jego sennym majakiem. Poszczególne sceny nie mają realistycznego charakteru, są raczej pewnymi kompozycjami na temat. Ich nierzeczywistość wzmacniają dodatkowo przeszklone gabloty, w które wchodzą bohaterki i z których obserwują wydarzenia na scenie. Również wykorzystywane przedmioty nie spełniają swojej tradycyjnej funkcji. Drewniana ława stojąca przy dużym stole staje się łodzią, potem koniem; strzelba – wiosłem, krzesła – konfesjonałem, a grób Feli zbudowany jest z kuchennych naczyń. Wiele scen rozgrywa się w ciszy, innym towarzyszą przedwojenne przeboje Hanki Ordonówny. Nie sposób oprzeć się wrażeniu, że jedyne, co w tym dziwnym świecie jest prawdziwe, to zapach. Jego złudzenie wywołane obecnością siana, pudru, przygotowywanych konfitur i kobiecych perfum, jest tak silne, że aż odczuwalne na widowni. Sam Wiktor mówi, że cały dom pachnie – pachnie kobietami.

Niezwykle interesujący jest sposób, w jaki Alvis Hermanis buduje na scenie postaci i relacje między nimi. Z jednej strony, poprzez odebranie im możliwości bezpośredniej wypowiedzi, stają się w jakimś sensie odrealnione. Dodatkowo oddalone od teraźniejszości swoim zanurzeniem w przeszłość, sprawiają wrażenie zamkniętych za szklaną szybą, niczym jeszcze żywa, ale nikomu już niepotrzebna menażeria. Jednocześnie, ten ich absurdalny i niejednoznaczny status wpisana jest pewna prawda o człowieku, o tym, co w nim najtrudniejsze do uchwycenia. Nie chodzi tu nawet o jakieś szczególne skomplikowanie ludzkiej natury, wręcz przeciwnie: o samą istotę, o to, co w niej najbardziej elementarne. Hermanis w bardzo przystępny sposób pokazuje, że pewne rzeczy i wartości, mimo swojej pozornej anachroniczności, wciąż się nie starzeją. Reżyser unika karykatury i szyderstwa. W "Opowiadaniach Szukszyna" widzimy na scenie prostych ludzi kierujących się niezrozumiałymi już dziś, szczególnie w wielkich społecznościach miejskich, wartościami. Bywają poczciwi, prostoduszni, nieco naiwni i zabawni, ale nigdy śmieszni – w sensie zasługujący na wyśmianie. Choć wyraźnie widać dzielące nas różnice, które sprawiają, że coraz trudniej się z tymi postaciami utożsamić, nie sposób ich nie polubić. Przyglądając się ich drobnym problemom, które urastają do rangi życiowych dramatów, oczywisty staje się np. fakt, że można oszaleć z radości na widok nowych białych kozaczków, czy też z tęsknoty za domem uciec z więzienia na kilka tygodni przed końcem odbywania kary. Duży udział w tym zaskarbianiu sobie sympatii widza ma oczywiście znakomity zespół aktorski, szczególnie odtwarzający większość głównych postaci męskich Jevgienij Mironov (polskiej publiczności znany przede wszystkim z filmów "Dom wariatów" A. Konczałovskiego, "Spaleni słońcem", "Spaleni słońcem 2" N. Michałkova i serialu "Idiota", w którym zagrał księcia Myszkina). Staje się on reprezentantem odległego świata syberyjskiej wioski, której mieszkańcy ufnie spoglądają na nas ze zdjęć.

Nieco inne wrażenie sprawiają bohaterowie z opowiadania Iwaszkiewicza. Podstawową zasadą konstrukcji wydaje się tutaj opozycja mężczyzny – głównego kreatora wspomnień – i sześciu kobiet. Pozornie realizują one jego wizję, jednak starają się na nią również wpłynąć i przeforsować własną wersję. Uderzające jest to, że siostry z Wilka działają wspólnie, zawsze wobec Wiktora. Nie są zindywidualizowane, często poruszają się razem, tworząc jakby jeden twór, jedno ciało. Nawet w scenach, kiedy Ruben rozmawia tylko z jedną, reszta się przysłuchuje bądź też steruje nią. Ich nieustanna obecność na scenie nadaje opowiadaniu charakter bardziej dosadny. W świecie, w którym mimo niejasności i eteryczności wszyscy o wszystkich wiedzą, nie ma miejsca na kameralne czy intymne sceny. Tym bardziej, że nad sceną unosi się duch zmarłej Feli, który wciąż zachowuje się tak, jakby był żywy.

W swoich przedstawieniach Alvis Hermanis umiejętnie łączy stare z nowym. Potrafi wykorzystać współczesne prądy negujące jednolitą strukturę dramatu i niesceniczność pewnych tekstów i połączyć je w spójną opowieść uzupełnioną scenicznymi obrazami. Tym samym pokazuje, że nie wszystko, co było, zasługuje już tylko na śmietnik. Co prawda lato europejskiej kultury się kończy, ale nie wszystkie słoneczniki już przekwitły.